Mógłbyś powiedzieć kilka słów o sobie?

Nazywam się Bartosz Paszta, mam 43 lata. Od 7 lat jestem związany z PGE Energia Odnawialna. Żonaty z dwójką dzieci.

Jak zaczęła się Twoja historia z koszykówką?

Swoją historię ze sportem zacząłem w podstawówce, gdzie grałem w piłkę nożną. Potem niestety miałem poważną kontuzję kręgosłupa, co wykluczyło mnie ze sportu na dobre kilka lat. Po tym jak poczułem się już lepiej to nie wróciłem do piłki nożnej, tylko do koszykówki. Moja historia z koszykówką zaczęła się w latach dziewięćdziesiątych. Były to okres w którym śledziłem wszystkie poczynania drużyny z Nowego Jorku, głównie ich twardą grę o każdy centymetr parkietu. Grali po prostu niesamowicie. Właśnie wtedy zaczęliśmy grać z chłopakami w koszykówkę. Ze względu na moją przerwę musiałem dużo nadrobić, aby być na podobnym poziomie co oni. Miałem na szczęście 20 metrów do najbliższego boiska, więc dzięki częstym treningom i meczom udało mi się skrócić do nich dystans. To był fajny okres, ponieważ graliśmy regularnie, czasami całymi dniami i wieczorami. Moja przygoda z koszykówką trwa już ponad 20 lat.

Jak doszło do powstania sekcji koszykówki w Twojej firmie?

Okazało się, że Adam Chwalisz - kolega z pracy we wcześniejszej firmie organizował zajęcia z koszykówki. Grało tam dosłownie kilka osób. Od słowa do słowa zaprosił mnie i od tamtego momentu zaczęliśmy wspólnie grać. Na samym początku nie było nas dużo więc pomyślałem, że super byłoby zebrać ludzi z pracy na taką dłuższą i regularną grę. Przeszliśmy się po firmie i popytaliśmy kto byłby chętny. Okazało się że chętnych do gry jest w firmie całkiem sporo, ale żeby uzupełnić pełny skład zwerbowaliśmy kilku naszych znajomych z innych miejsc. Zabawne było to, że ci znajomi pracowali w firmach w których wcześniej pracowałem z ich znajomymi i dlatego znaliśmy się już z wczśniejszego grania. To jest idealny przykład na to, że świat koszykarski jest bardzo mały. Graliśmy bardzo amatorsko, tak żeby po prostu fajnie się bawić i poruszać. Z czasem nasz poziom sukcesywnie się podnosił i szło nam coraz lepiej.

Znaliście się wcześniej?

Nie znaliśmy się wszyscy. Część osób poznałem dopiero na treningach. Część zawodników to nasi znajomi którzy doszli do naszej drużyny po tym jak gracze z firmy odnieśli kontuzje, ale teraz mimo wszystko staramy się aby trzon naszej drużyny składał się z PGE Energia Odnawialna. Niestety, jest to coraz trudniejsze.

Spotykacie się i trenujecie razem?

Gramy regularnie w poniedziałki. Czasami nawet zapraszamy na sparingi inne drużyny lub pojedynczych graczy, również z Koszykarskiej Ligi Biznesu

Jak przełożyła się Wasza gra na relacje w pracy?

Gra przełożyła się na bardzo pozytywne relacje. Naprawdę się zintegrowaliśmy. Z racji, że odpowiadam za przetargi w firmie to zazwyczaj muszę kierować się procedurami i czasami z tego powodu rodziły się konflikty. Od momentu wspólnego grania w jednej drużynie zaczęliśmy w takich sytuacjach zupełnie inaczej rozmawiać. Już nie było przepychania się itd. Wspólna gra w koszykówkę przełożyła się bezpośrednio na relacje zawodowe, z czego bardzo się cieszę.

Jak trafiliście na ofertę Koszykarskiej Ligi Biznesu?

Po tym jak w miarę często zaczęliśmy grać w koszykówkę, poczuliśmy się na tyle mocni, że zaczęliśmy się rozglądać za udziałem w jakiejś lidze. Zależało nam na tym aby była to liga biznesowa. Chcieliśmy się skupić na dobrej zabawie a nie za bardzo na aż tak dużej rywalizacji i wysokim poziomie. Zaczęliśmy szukać właśnie takiej ligi i zauważyliśmy niszę na rynku warszawskim. Nie było takiej ligi. Jak to często bywa z pomocą przyszedł nam facebook. Śledziłem jakąś grupę koszykarską, napisałem tam post z pytaniem czy ktoś wie czy jest taka biznesowa liga w Warszawie. Jakiś człowiek, do tej pory nie wiem kto to był, odpisał mi informację z linkiem właśnie do Koszykarskiej Ligi Biznesu. Z tego miejsca chciałem mu bardzo podziękować, pewnie nie jest tego świadomy ale spowodował, że kilku kolesi miało i ma dużo radochy. Liga dopiero startowała, strona była w budowie, ale był kontakt, więc od razu zadzwoniłem. Odebrał totalny zapaleniec koszykówki, po krótkiej rozmowie powiedział, że przyjedzie, opowie o niej, porozmawia. Wpadł, usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Przyjechał Olek Zarzycki oraz Piotrek Nawrot rozmowa była super, po około 10 minutach rozmowy o lidze zaczęliśmy rozmawiać jak starzy dobrzy znajomi. Pamiętam, że jak wyszli z naszego budynku to stwierdziliśmy, że to są super goście i że to może być naprawdę fajne doświadczenie. Zebraliśmy skład i zaczęliśmy grać. Pierwszą edycję firmy graliśmy w 100% firmowo. Później kontuzje pokrzyżowały nam plany i dobieraliśmy zawodników wśród naszych znajomych.

Jak wyglądał Wasz start w lidze?

Start był zaskakujący. W pierwszym meczu nie wiedzieliśmy co się dzieje. Graliśmy wtedy z Dentons, nie przegraliśmy ogromną przewagą, ale tak naprawdę graliśmy bardzo nieporadnie. Cieszymy się, że ligi nie skończyliśmy na ostatnim miejscu choć głównie liczyła się zabawa. Zaczęliśmy tą ligą żyć i wtedy mocno się zjednoczyliśmy.

Z czym mieliście największy problem?

Największy problem mieliśmy z frekwencją naszych zawodników. Dużo osób z nas ma często wyjazdy służbowe. Wiek też robi swoje, czasami dopadały nas kontuzję. To była nasza największa bolączka. Jak pokazał pierwszy mecz tej edycji, problem wciąż istnieje. I to jest jedyna rzecz która potrafi mnie naprawdę zdołować. Teraz jak wspominam pierwszą edycję to patrzę na nią z sentymentem, bo była ona bardzo amatorska. Teraz poziom się zdecydowanie podniósł.

Jakie macie nastroje następnego dnia po meczu?

Oczywiście, że zawsze po meczu jest dyskusja mailowa. Wymieniamy uwagi czy to po porażce czy zwycięstwie. Pierwsze co robię zawsze w czwartek to wysyłam wszystkim statystyki ze swoim komentarzem. Zawsze analizujemy to co było dzień wcześniej i wyciągamy wnioski. No może nie zawsze. Przed każdym meczem mamy strategię i plan, tylko nie zawsze udaje nam się jego realizacja.

Jak patrzą Wasi współpracownicy na Wasze rozgrywki?

Kibicują nam mocno. Oczywiście czasami sobie z nas żartują, szczególnie w sytuacjach kiedy dostajemy mocne lanie. Słyszymy wtedy komentarze w stylu „Panowie… w waszym wieku...”. Niektóre koleżanki nawet przychodziły na mecze, żeby nam kibicować. Firma wiedziała, że zawsze gramy w środy, dlatego w czwartki często pojawiały się pytania ‘jak tam mecz?” itd. Śledzą również nasze wyczyny na facebooku i na stronie. Zaskoczyło nas, że tak dużo osób w PGE interesuje się i w ogóle wie o naszym udziale w tych rozgrywkach.

Jak wyglądają Wasze przygotowania do sezonu?

W czerwcu złapałem drobną kontuzję, do tego dochodzi specyfika okresu wakacyjnego, więc wakacje spędziliśmy na odpoczynku i regeneracji. Od września wystartowaliśmy z poniedziałkowymi treningami.

Traktujecie udział w KLB bardzo profesjonalnie czy bardziej jako dobrą zabawę?

Zawsze nastawialiśmy się, że ma być dobra zabawa. Mamy się nie spinać, ale oczywiście wychodzi inaczej i najbardziej spinającą się osobą jestem ja. Przed meczem „chłopaki, spokojnie liczy się dobra zabawa” a w trakcie meczu włącza się chyba jakiś tryb rywalizatora. W zeszłym sezonie było kilka meczów gdzie było dużo nerwowości po naszej stronie jak również i po stronie przeciwnej niemniej przesympatyczni sędziowie potrafili zapanować nad sytuacją a jak trzeba to i wywalić – całkiem słusznie - naszych zawodników z boiska.. Mimo tego wciąż bawimy się dobrze.

Jaka była najśmieszniejsza sytuacja związana z rozgrywkami w KLB?

Było naprawdę dużo śmiesznych sytuacji. Zawsze bardzo śmiesznie było na spotkaniach przedmeczowych. Te spotkania to były oficjalne zebrania zawodników, gdzie ja na flipcharcie próbowałem wyrysowywać zagrania na następny mecz. Chłopaki zawsze mieli ze mnie bekę. To bardzo miło wspominam, ponieważ śmialiśmy się tam praktycznie non stop. Samo zebranie zawodników w jednym miejscu jest gwarancją świetnie spędzonego czasu. Czasami spotykaliśmy się również wieczorami na podsumowania spotkań. Siedzieliśmy w pubie, przy piwie, rozmawialiśmy o naszych dotychczasowych występach i śmialiśmy się przez cały czas.

Z którą drużyną grało Wam się najciężej?

Największe lanie dostaliśmy od Kardiosystemu. To jest już inny poziom koszykówki.
Bardzo boleśnie wspominam mecz z Idea Bank. Były momenty, gdzie ciężko było nam wyprowadzić piłkę z naszej połowy. Zaskoczyli nas zgraniem i techniką. Widać było tutaj efekty pracy trenera Grzegorza Kaliskiego. Ich kontry były zabójcze. Boleśnie wspominamy ten mecz.

Co chciałbyś przekazać swoim przeciwnikom?

Żeby traktowali to jako zabawę. Żebyśmy nastawili się na fajne spędzenie czasu, grając w koszykówkę niż twardą grę łokciami. Zdarza się że i krew się poleje. Mówię to też w swojej drużynie, bo część z nas też potrafi dać się ponieść emocjom. Wynik jest ważny, ale ostatecznie traktujmy to jako zabawę,